Branże

Boom na rynkach mieszkaniowych. Przyczyny


Google raportuje, że w tym roku w Stanach Zjednoczonych najczęściej pytają go, czy teraz czas na zakup domu, czy też odwrotnie – na sprzedaż nieruchomości. Wiele osób chce również wiedzieć, czy nastąpi krach na rynku mieszkaniowym. Ceny rosną, rynek puchnie. Co dalej?

Tego, co dalej wydarzy się na rozgrzanym rynku nieruchomości nikt nie jest pewien. Odnotował to Obserwator Finansowy, podając za Eurostatem, że w 2020 r. ceny mieszkań wzrosły w Unii Europejskiej średnio o ponad 5 proc. Taki sam wzrost, z tym że nie za 2020 r., a za minione 12 miesięcy, pokazuje miernik cen realnych w 25 państwach Europy sporządzany przez „The Economist”.

Jeśli przenieść się za wielką wodę, to widać, chyba raczej na szczęście, że boom europejski to w porównaniu z amerykańskim nic takiego. W marcu tego roku mediana ceny statystycznego domu wyniosła w USA 319 tys. dolarów, w relacji do stanu przed rokiem była zatem wyższa o 17,2 proc.

To dużo, nawet bardzo. Według National Association of Realtors, organizacji zrzeszającej amerykańskie agencje nieruchomości, „zdrowy” wzrost cen powinien się mieścić w granicach 3–5 proc. rocznie. Teraz zaczyna jednak brakować „towaru” na sprzedaż. W lutym 2021 r. liczba domów i mieszkań wystawionych w USA na sprzedaż spadła do rekordowo niskiego poziomu – 1,03 mln.

Rosną nie tylko ceny, przyspiesza również tempo tego wzrostu. Główny ekonomista wspomnianej organizacji Lawrence Yun podał, że średni czas zakupu nieruchomości mieszkaniowej wynosi obecnie około 20 dni, podczas gdy norma wynosi w przybliżeniu 60 dni.

Działa zapewne zasada „kto pierwszy, ten lepszy”, a rywalizację wzmaga mniejszy wybór z powodu niskiej podaży. Słynna amerykańska agencja Freddie Mac wypracowała własną metodę oceny podaży na tamtejszym rynku mieszkaniowym – mierzy ją w relacji do liczby mieszkań i domów, która w długim okresie zapewniłaby lokum dla każdego. W 2018 r. do optimum brakowało w USA ok. 2,5 mln mieszkań, a na koniec 2020 r. – już 3,8 mln.

Sekwencje boomów i krachów na rynkach mieszkaniowych są tak przewidywalne, jak scenariusze popularnych filmów, a upadki z wysokich szczytów koniunktury potrafią być niezwykle bolesne. Bardzo wielu wyczekuje zatem rychłego kryzysu. Jednak nie wszystko dzieje się dziś tak, jak zawsze. Tym razem jest inaczej i nie ma w tym stwierdzeniu tak dużo ironii, jak w oryginalnym tytule książki „This Time is Different: Eight Centuries of Financial Folly” autorstwa słynnej pary Reinhart – Rogoff.

 

Widać zanik podstawowej wydawałoby się zależności, zgodnie z którą kłopoty gospodarcze oznaczają równoczesne spadki cen na rynkach mieszkaniowych.

 

Przede wszystkim widać zanik podstawowej wydawałoby się zależności, zgodnie z którą kłopoty gospodarcze oznaczają równoczesne spadki cen na rynkach mieszkaniowych. Intuicja podpowiada, że obecne zerwanie tej przyczynowości – bo przecież gospodarki się w pandemii pokurczyły, a w mieszkaniach hossa – to efekt silnej wiary, że „po wszystkim”, podobnie jak po II wojnie, znów pełną parą ruszy przemysł, handel i usługi.

(…)


Za­in­te­re­so­wał Cię ten ar­ty­kuł?

Peł­na treść do­stęp­na jest w wy­da­niu czerwcowym ’21 Cre­dit Ma­na­ger Ma­ga­zi­ne.

 


 

Write a comment...

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *